niedziela, 27 kwietnia 2014

Little Bit of Love Affair cz. II || Ashton Irwin one-shot

 „Wczoraj... Miłość była taką prostą grą. Teraz potrzebuję miejsca, by się skryć.”
The Beatles – Yeasterday


Przepycha się przez tłum ludzi londyńskiego metra. Jest tłoczno; nieprzyjemnie jak każdego ranka. Wzdycha, gdy upada na przemoczone schody, popchnięta przez faceta w średnim wieku, biegnącym w stronę właśnie odjeżdżającego pociągu. Nie oczekuje przeprosin, wie że ludzie nie potrafią przepraszać.
Nigdy nie są szczerzy, gdyż nie znają takiego pojecia. Kochają kłamstwa, tańczą w nich tak zwiewnie i pewnie. Poruszają się z nimi za rękę, przez przejście dla pieszych, słuchają ich w piosenkach, wyczytują w gazetach.
Bo mówię tu o przeprosinach, nie wydukaniu oklepanej formułki na pamięć.
Z resztą Flo jest osobą, która nie oczekuje niczego od ludzi. Przestała stawiać stopnie wysoko, przestała stawiać jakiekolwiek stopnie, gdy zobaczyła jak Ashton bezkarnie porusza się między jedną a drugą, oszukując obie lepiej niż najlepszy w kasynie kanciarz.
Szepcząc do ucha słodkie słówka, trzyma drugą za rękę.
Tylko że to ona jest tą, która liczy się mniej; jeśli w ogóle, w jakikolwiek sposób się liczy.
Teraz, gdy wie że życie nie kończy się szczęśliwi i nie tkwi w przekonaniu, że miłość przybędzie po nią na białym koniu w postaci perfekcyjnego chłopaka i nie odejdą razem ku zachodzącemu słońcu.
Stała się po prostu realistką – to jedyna rzecz, za którą jest wdzięczna Irwinowi. Chociaż, gdyby zrobiła bilans strat, na pewno to zginęłoby pomiędzy minusami ich toksycznej więzi. Po prostu straciła przy nim zbyt wiele, by teraz ze spokojem mogła mówić o tym jak wiele dobra wprowadził do jej życia.
Popycha drzwi od kawiarenki, podchodząc do lady. Uśmiecha się przepraszająco do Caitlin, która wręcza jej fartuch o każe przebrać się na zapleczu. Szybko zrzuca kurtkę z ramion i przebiera się w uniform, przesiąknięty jej ulubionym zapachem kawy.
Praca mija jej jak z płatka, nigdy nie przepracowywała się gdyż ruch w Jaidline’s był niewielki, a szczytem były góra pięć osób z samego rana.
Gdy dobija godzina szesnasta, Flo oddycha z ulgą – jej zmiana wreszcie dobiega końca. Mimo to, że praca nie była jakaś intensywna, tak jak w każdej człowiek mógł się choć odrobinę zmęczyć.
Żegna się ze wszystkimi pracownikami i obdarza każdego napotkanego klienta, może i nieszczerym jednak bardzo przekonywującym rodzajem uśmiechu. Nakłada kaptur na głowę, przez szybę obserwując małe krople deszczu, spływające po szybie.
Czego można spodziewać się po tak kapryśnej, bo przecież londyńskiej pogodzie?
Może odrobiny ciepła, którego tka jej brakuje? Bo niby kto tak szczerze, z ręką na sercu może teraz wyjść i przyznać się, że przejmuje się losem drobnej Florence Welch. Nie wydaje mi się, żebym miała problem ze zliczeniem ich wszystkich, nawet gdybym miała problem z liczeniem do czterech.
Po prostu po śmierci rodziców odpuściła sobie wszelkie kontakty towarzyskie, nie zważając na pewne koleżanki, które zna po prostu bo musi.
Jest jeszcze Alison.
To jest odrębna, zupełnie inna postać w historii jej życia. Alison była przy niej podczas pierwszego zauroczenia, i pewnie gdyby nie fakt, że regularnie sypia z jej chłopakiem, można nawet rzec, że narzeczonym, to nie miałaby powodu, dla którego nie mogłaby trzymać jej dłoni w ostatniej drodze do raju.
Jej telefon drga w jej kieszeni, gdy wyjmuje go i odczytuje wiadomość od Ali.
>> From: Ali
Jakaś herbata, kawa? Musimy obgadać pewne rzeczy.
Bądź w JF&Jackie, najlepiej najszybciej jak możesz bo zaraz sama tam będę.
Al <<
Nie napisała emotikonki na koniec, nie pozdrowiła jej w żaden sposób. Nie zrobiła niczego typowego, tak jak to zawsze ma w zwyczaju. Florence zaczyna zastanawiać się, o co tak naprawdę może chodzić Alison, i czy oby na pewno nie wie o jej małym, brudnym sekrecie.
Gdy stoi przed drzwiami boi się nacisnąć klamkę. Boi się tego, co może ją spotkać. Boi się słów, którymi może zostać obdarowana za to, czemu nie umie się powstrzymać.
Zyskuje odrobinę odwagi by wejść do środa. Jej przemoczone włosy opadają na czoło, a oddech mimo zebranej siły jest płytki i nierówny. Strach góruje w jej malutkiej głowie, a serce bije jak oszalałe i nie ma zamiaru się uspokoić.
Stresuje się, no bo co stanie się jeśli Alison dowie się o tym, że jej lojalny chłopak wcale nie jest taki lojalny podczas jej nieobecności?
Czuje ulgę widząc blondynkę, której grymas zmienia się w piękny uśmiech gdy tylko widzi swoją przyjaciółkę. Otwiera ramiona, a Florence zagłębia się w jej miękkich włosach. Jej szampon pachnie jeszcze lepiej niż dwa tygodnie temu, gdy przytulały się po raz ostatni.
Obie siadają, zamawiając wspólny pucharek lodów.
- A więc, coś się dzieje Ali? – Flo spogląda na kumpelę, wiedząc że coś musi być nie tak. Palce jej idealnie gładkich dłoni trzęsą się co najmniej jak u człowieka chorego na Parkinsona.
Przestraszyła się. A co jeśli wie, Welch myśli jednak po chwili karci się za swój wrodzony pesymizm.
Jej ręce również zaczynają niespokojnie drżeć. Tak boi się zawieść przyjaciółkę.
- Flo – wzdycha ciężko, a łza spływa po jej policzku.
- Coś nie tak Alison? – pyta; denerwuje się. Jest rozdrażniona, nie lubi gdy ktoś wywołuje w niej jakikolwiek rodzaj stresu. – Mów, co się dzieje – szepcze.
Blondynka spogląda na swoje buty, po chwili zabierając głos.
- Florence, ja myślę że Ashton mnie zdradza. 

A więc prezentuję drugą część, będzie ich jeszcze pare, mam nadzieję że tego nie macie mi za złe :) Proszę, komentujcie bo to i mi i drugiej autorce naprawdę dużo daje :) Jestem tu dopiero od niedawna a już was polubiłam, how that happend? Do następnego, buzi,
Jannele x