„Wczoraj... Miłość była taką
prostą grą. Teraz potrzebuję miejsca, by się skryć.”
The
Beatles – Yeasterday
Przepycha
się przez tłum ludzi londyńskiego metra. Jest tłoczno; nieprzyjemnie jak
każdego ranka. Wzdycha, gdy upada na przemoczone schody, popchnięta przez
faceta w średnim wieku, biegnącym w stronę właśnie odjeżdżającego pociągu. Nie
oczekuje przeprosin, wie że ludzie nie potrafią przepraszać.
Nigdy
nie są szczerzy, gdyż nie znają takiego pojecia. Kochają kłamstwa, tańczą w
nich tak zwiewnie i pewnie. Poruszają się z nimi za rękę, przez przejście dla
pieszych, słuchają ich w piosenkach, wyczytują w gazetach.
Bo
mówię tu o przeprosinach, nie wydukaniu oklepanej formułki na pamięć.
Z
resztą Flo jest osobą, która nie oczekuje niczego od ludzi. Przestała stawiać
stopnie wysoko, przestała stawiać jakiekolwiek stopnie, gdy zobaczyła jak
Ashton bezkarnie porusza się między jedną a drugą, oszukując obie lepiej niż
najlepszy w kasynie kanciarz.
Szepcząc
do ucha słodkie słówka, trzyma drugą za rękę.
Tylko
że to ona jest tą, która liczy się mniej; jeśli w ogóle, w jakikolwiek sposób
się liczy.
Teraz,
gdy wie że życie nie kończy się szczęśliwi i nie tkwi w przekonaniu, że miłość
przybędzie po nią na białym koniu w postaci perfekcyjnego chłopaka i nie odejdą
razem ku zachodzącemu słońcu.
Stała
się po prostu realistką – to jedyna rzecz, za którą jest wdzięczna Irwinowi.
Chociaż, gdyby zrobiła bilans strat, na pewno to zginęłoby pomiędzy minusami
ich toksycznej więzi. Po prostu straciła przy nim zbyt wiele, by teraz ze
spokojem mogła mówić o tym jak wiele dobra wprowadził do jej życia.
Popycha
drzwi od kawiarenki, podchodząc do lady. Uśmiecha się przepraszająco do
Caitlin, która wręcza jej fartuch o każe przebrać się na zapleczu. Szybko
zrzuca kurtkę z ramion i przebiera się w uniform, przesiąknięty jej ulubionym
zapachem kawy.
Praca
mija jej jak z płatka, nigdy nie przepracowywała się gdyż ruch w Jaidline’s był niewielki, a szczytem
były góra pięć osób z samego rana.
Gdy
dobija godzina szesnasta, Flo oddycha z ulgą – jej zmiana wreszcie dobiega
końca. Mimo to, że praca nie była jakaś intensywna, tak jak w każdej człowiek
mógł się choć odrobinę zmęczyć.
Żegna
się ze wszystkimi pracownikami i obdarza każdego napotkanego klienta, może i
nieszczerym jednak bardzo przekonywującym rodzajem uśmiechu. Nakłada kaptur na
głowę, przez szybę obserwując małe krople deszczu, spływające po szybie.
Czego
można spodziewać się po tak kapryśnej, bo przecież londyńskiej pogodzie?
Może
odrobiny ciepła, którego tka jej brakuje? Bo niby kto tak szczerze, z ręką na
sercu może teraz wyjść i przyznać się, że przejmuje się losem drobnej Florence
Welch. Nie wydaje mi się, żebym miała problem ze zliczeniem ich wszystkich,
nawet gdybym miała problem z liczeniem do czterech.
Po
prostu po śmierci rodziców odpuściła sobie wszelkie kontakty towarzyskie, nie
zważając na pewne koleżanki, które zna po prostu bo musi.
Jest
jeszcze Alison.
To
jest odrębna, zupełnie inna postać w historii jej życia. Alison była przy niej
podczas pierwszego zauroczenia, i pewnie gdyby nie fakt, że regularnie sypia z
jej chłopakiem, można nawet rzec, że narzeczonym, to nie miałaby powodu, dla
którego nie mogłaby trzymać jej dłoni w ostatniej drodze do raju.
Jej
telefon drga w jej kieszeni, gdy wyjmuje go i odczytuje wiadomość od Ali.
>>
From: Ali
Jakaś herbata, kawa? Musimy
obgadać pewne rzeczy.
Bądź w JF&Jackie,
najlepiej najszybciej jak możesz bo zaraz sama tam będę.
Al <<
Nie
napisała emotikonki na koniec, nie pozdrowiła jej w żaden sposób. Nie zrobiła
niczego typowego, tak jak to zawsze
ma w zwyczaju. Florence zaczyna zastanawiać się, o co tak naprawdę może chodzić
Alison, i czy oby na pewno nie wie o jej małym, brudnym sekrecie.
Gdy
stoi przed drzwiami boi się nacisnąć klamkę. Boi się tego, co może ją spotkać.
Boi się słów, którymi może zostać obdarowana za to, czemu nie umie się
powstrzymać.
Zyskuje
odrobinę odwagi by wejść do środa. Jej przemoczone włosy opadają na czoło, a
oddech mimo zebranej siły jest płytki i nierówny. Strach góruje w jej malutkiej
głowie, a serce bije jak oszalałe i nie ma zamiaru się uspokoić.
Stresuje
się, no bo co stanie się jeśli Alison dowie się o tym, że jej lojalny chłopak
wcale nie jest taki lojalny podczas jej nieobecności?
Czuje
ulgę widząc blondynkę, której grymas zmienia się w piękny uśmiech gdy tylko
widzi swoją przyjaciółkę. Otwiera ramiona, a Florence zagłębia się w jej
miękkich włosach. Jej szampon pachnie jeszcze lepiej niż dwa tygodnie temu, gdy
przytulały się po raz ostatni.
Obie
siadają, zamawiając wspólny pucharek lodów.
-
A więc, coś się dzieje Ali? – Flo spogląda na kumpelę, wiedząc że coś musi być
nie tak. Palce jej idealnie gładkich dłoni trzęsą się co najmniej jak u
człowieka chorego na Parkinsona.
Przestraszyła
się. A co jeśli wie, Welch myśli jednak po chwili karci się za swój wrodzony
pesymizm.
Jej
ręce również zaczynają niespokojnie drżeć. Tak boi się zawieść przyjaciółkę.
-
Flo – wzdycha ciężko, a łza spływa po jej policzku.
-
Coś nie tak Alison? – pyta; denerwuje się. Jest rozdrażniona, nie lubi gdy ktoś
wywołuje w niej jakikolwiek rodzaj stresu. – Mów, co się dzieje – szepcze.
Blondynka
spogląda na swoje buty, po chwili zabierając głos.
-
Florence, ja myślę że Ashton mnie zdradza.
A więc prezentuję drugą część, będzie ich jeszcze pare, mam nadzieję że tego nie macie mi za złe :) Proszę, komentujcie bo to i mi i drugiej autorce naprawdę dużo daje :) Jestem tu dopiero od niedawna a już was polubiłam, how that happend? Do następnego, buzi,
Jannele x